Niestety, ale przedstawione materiały można o kant d.. roztrzaść. Stanowią metr wzorcowy tego, jak nie powinno wyglądać dziennikarstwo, choćby i lokalne. Zarówno lokalna telewizja, jak i gazeta, relacjonują wszystko jedynie z perspektywy matki. A gdzie jakakolwiek próba przedstawienia stanowiska drugiej strony??? Ba, co tu mówić o przedstawieniu - przecież wygląda na to, że z ojcem nawet się nikt nie usiłował skontaktować. Inaczej dziennikarze nie omieszkaliby o tym wspomnieć (że, mimo wielokrotnych prób, nie udało się, albo, że odmówił komentarza, itp.). Nie sposób więc z tego wywnioskować czegokolwiek, co pomogłoby wyrobić sobie opinię...
Piszesz effciu, że znasz tę kobietę. A ojca też znasz? Bo jeśli nie - to chyba nie bardzo masz prawo ferować wyrok, że "w rzeczywistości wcale tak nie było, to on miał gdzieś syna i nie chciał się z nim widywać..po latach zdecydował się zemścić(?) na matce i odebrać jej prawa rodzicielskie..." . To jest relacja matki, która jest przecież stroną w sporze, więc trudno sobie wyobrazić osobę bardziej nieobiektywną. W jej przypadku to zrozumiałe, ale osoby postronne powinny wykazać więcej bezstronności... A tu już przesądzasz. Przesądzasz, że ojciec zaangażował policję wyłącznie ze złej woli, a nie przyjechał, bo mu się nie chciało... A może wcześniej uniemożliwiono mu odebranie dziecka w normalny sposób??? W materiale telewizyjnym wyraźnie padło, że to była już CZWARTA PRÓBA! Skąd wiesz jak wyglądały poprzednie, byłaś przy tym? Ja nie byłem, więc nie wiem. Ale nie dałbym głowy, czy na pewno było tak, jak relacjonuje matka.. Wiem natomiast, że wyzywanie policjantów od gestapowców i przepychanie się z nimi świadczy o braku poszanowania dla prawa; na zasadzie "sąd sądem, a sprawiedliwość i tak musi być po naszej stronie". Policjanci sobie nie wymyślili, że odbiorą dziecko - dostali do wykonania nakaz sądowy, to mają obowiązek go zrealizować bez względu na to, czy uważają go za słuszny, czy nie. Więc agresja i pretensje są źle skierowane i świadczą o niezrozumieniu podstawowej zasady państwa prawa - dura lex sed lex... Więc jaką mamy gwarancję, że wcześniej matka również nie postępowała wbrew prawu, więc ojciec zdecydował się użyć policji (do czego, zauważmy, miał prawo - inaczej by nie przyjechali), bo został doprowadzony do ostateczności? A nie przyjechał, żeby swoim widokiem dodatkowo nie zaogniać? Może np. wręcz został o to poproszony przez policjantów, którzy wiedząc, jakie jest nastawienie "stojącej za matką murem całej wsi" nie chcieli ludzi dodatkowo prowokować? I tak im się dostało tylko za to, że wykonywali swoje obowiązki służbowe.
Kolejna sprawa: jak słusznie zauważył alegorn, sfeminizowane wydziały rodzinne naszych sądów prawie nigdy nie przyznają opieki ojcom, z reguły kierując się zasadą, że lepsza najgorsza nawet matka, niż najlepszy ojciec. To też daje do myślenia i pozwala domniemywać, że nie wszystko jest tak oczywiste i czarno-białe, jak to wynika tych jednostronnych, skrajnie tendencyjnych materiałów.
Żeby było jasne: nie znam zupełnie tej sprawy. Nie wiem, kto ma rację. Równie dobrze może mieć ją ojciec, jak i matka. Ale to jest racja FORMALNA. Natomiast z perspektywy ludzkiej - według mnie, skoro nie potrafili się dogadać, to oboje w równej mierze są winni temu, że najbardziej cierpi dziecko. Na traumę wystawił chłopca zarówno ojciec, fundując mu przyjazd policji i kuratora (jak po zbrodniarza), jak i matka - urządzając pokaz histerii i tylko umacniając dziecko we przekonaniu, że dzieje mu się krzywda! Oboje okazali się nieodpowiedzialnymi, niedojrzałymi do roli rodziców egoistami - dziecko to dla nich sposób na dokuczenie drugiej stronie. I niech się za to smażą w piekle. Tylko dziecka żal... Ono nie zawiniło nic, a cierpi najbardziej.