No to ja też miałem kilka "wielkich trzęsień ziemi" i kilka "lżejszych wstrząsów".
Największym było wysłuchanie w radiu Luxemburg powalającego Red Hous Blues i od razu potem ścinającego z nóg Third Stond From The Sun. Mając lat kilkanaście zostałem porażony i skutki tego porażenia do dziś intensywnie odczuwam. Kilka dni potem usłyszałem w radiu, ze właśnie twórca tej olśniewającej muzyki zmarł... więc musiał to być wrzesień lub październik 1970r.
Następnych takim "wielkim trzęsieniem" była płyta Jeff'a Beck'a Wired (a szczególnie utwór Blue Wind). To "trzęsienie" zaowocowało wieloletnią miłością do jazzrocka (fussion).
Równie silnym "wstrząsem" był utwór Pat'a Methenego "Are you goin with me", a usłyszenie go na żywo (Torwar W-wa) było przeżyciem mistycznym
.
Potem były jeszcze pomniejsze "telepawki" w postaci Pantera, White Zombie i cały ten hard core.
A ostatnio miłym "pierdol.. ciem" było Texas Hippie Coalition oraz HogJaw i cały ten southern rock.
ot i życie pełen traumatycznych przeżyć i wszcząsów ..
pzodro